Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, siadaj, Henulku, jesteś bez śniadania, ale garnuszek z kawą czeka na mnie pod blachą, jest tam dosyć dla nas obu.
— Dziękuję ci, Tadzinku, ja przyszedłem tylko na chwilkę… Wymknąłem się.
Widocznie, że świadomość ta sprawiała mu przyjemność.
— Mówiłeś mi to już, ale do dziewiątej mamy całą godzinę. Napij się, rozgrzej, minie cię trzęsionka.
Nalał dwie filiżanki kawy, postawił bułki; zabrali się do śniadania z apetytem.
— Wyborna kawa, — odezwał się Henio. — Mnie nie dają kawy pić; mówią, żem za nerwowy.
— Mnie tam nic nie szkodzi, tylko głód.
— Ty bywasz głodny?
— Teraz już nie, odkąd Tiutiołka ma posadę, ale było parę takich dni, żeśmy cienko śpiewali! Et to szopki!… Zresztą teraz jesteśmy bogaci… Twoi dziadkowie złożyli dla mnie 1000 rubli, a mamusia ma na książeczce 400 i Tiutiołka także już drugi rok odkłada i to wszystko dla mnie.
Henio od poruszenia kwestji pieniężnej posmutniał.
— Jak wszyscy zaczęli zachwycać się twojem bohaterstwem — rozpoczął.
— Jakie ty głupstwa gadasz!
— Tak, twojem bohaterstwem…
— Zupełny fijoł!