Przejdź do zawartości

Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ucieszył się z podsuniętego kłamstwa. — Heniu tez bzidto.
Ale w tej chwili w głębi domu rozlega głos dzwonka elektrycznego, długi, przeciągły.
— Laboga, pani się zbudziła! prędko Augustowo, zabierajcie dziecko i idźcie, bo jak pokojówka będzie podnosiła rolety, gotowa powiedzieć, że tu jest obce dziecko, i miałabym piekło, bo paniby nie uwzględniła, że to tylko ten raz, żeście nie wiedzieli, że to wzbronione…. No, ostańcie z Bogiem, dziękuję za odwiedzenie. Pa, Tadziku; pożegnaj się z Heniem, podziękuj mu, że się z tobą bawił i że ci dał czekoladkę…. Na miłość Boską, nie całuj, ukłoń się tylko i powiedz: dziękuję paniczowi!
Ale Tadzio z takim zapałem pochwycił Henia w swe pulchne ramiona i wpił się usteczkami w jego delikatną twarzyczkę, że nie słyszy nawet słów matki, która przemocą musi go oderwać i popychać przed sobą za toczącą się zwolna i opierającą się na kiju Augustową.
— A zajrzyjcie tu jutro na chwilkę, o tej samej porze — woła niania przez kraty za oddalającą się, słuchając tym razem tylko głosu macierzyńskiego serca.

II.

Przez cały tydzień Tadzio codziennie o godz. 9-ej stał już pod furtką ogródka radczyni. Dwa razy przyszedł »z ciocią«, potem przybiegał sam,