Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I nagle orjentuje się, że oto od kilku chwil postępuje wbrew rozporządzeniu pani, rozmawiając »z dzieckiem z ulicy« przy Heniu, odsuwa więc gwałtownie Tadzia i woła, wydzierając mu z rąk lejce.
— Idź, Tadziu, idź, nie wolno ci zadawać się z Heniem.
Ale Tadzio czuje doniosłość otrzymania zabawki z rąk jej prawego właściciela, nie wypuszcza jej przeto, tuli do piersi i woła z płaczem:
— Nie dam, to moje, chopcyt mi dal!
— Oddaj, Tadziu i idź! — powtarza matka, coraz bardziej zdenerwowana.
Ale w Heniu budzi się jakaś stanowczość.
— Ja mu dałem, — mówi — to niech mu niania nie zabiera — i dodaje, podnosząc z ziemi elegancki bacik z gwizdawką i jedwabną »superfiną» — przy lejcach i bat ci potrzebny.
Tadzio chwyta za bacik i w obawie, żeby matka nie zechciała go odebrać, zaczyna biec naprzód, tuląc do siebie oba dary.
— Tadzio nie podziękował grzecznemu chłopczykowi — woła za nim zgorszona Augustowa.
Tadzio jest bardzo grzeczny i nauczony dziękować za najmniejszy drobiazg, wraca się przeto natychmiast i z lejcami w jednej, z batem w drugiej ręce, podbiega do Henia i całuje go w policzek. Taka radość maluje się na jego twarzyczce, że aż zagrała ona na nerwach zblazowanego dziecka szczęścia. Henio obejmuje go za szyję i od-