Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Brawo! brawo! Ach, ta Wanda, nikt tak nie powie jak ona. Ona naprawdę będzie poetką.
— Przejdzie Konopnicką.
— To Deotyma najsławniejsza była ze swych improwizacyj.
— Co to Deotyma, ona dopiero wtedy umiała improwizować, jak włożyła grecką szatę.
— A Wanda i w nocnej koszuli potrafi.
— Wujek mówił, że kiedyś na wystawie był portret Deotymy przebranej za Greczynkę i ktoś złośliwy podpisał pod nim: »Deotyma sukni niema, zamiast kiecki ma strój grecki«.
— Ha! ha! ha! ha!…
— Ciszej!… warjatki!… Pijcie koleją.
— Ja już nie mogę.
— Niema wykrętów, pij! Nie codzień taka frajda! Ciotka Samosieczyna dwanaście lat oszczędzała, żeby nam tę ucztę sprawić.
— Ha! jak nie można inaczej!…

∗                                                  ∗

Blady świt zaglądał do sypialni, gdy pannę Zofję zbudziły jakieś przytłumione jęki. Uniosła głowę, nadsłuchując i nagle jednym susem była już za parawanem. W drugim końcu sypialni rozległ się silny jęk, a bezpośrednio po nim »plusk« każący myśleć o »Rydze«.
— Gieniu, tyś chora!
Uniosła jej głowę i ratowała stosownie do potrzeby.