Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cztery części przekrajała, w brudną bieliznę zawinęła, do walizki… i pojechała z tem… Przyjechała do lecznicy, mówię, że już dwa tygodnie podróżuję!… Otwierają walizki, widzą: zupełnie czysta bielizna, na spodzie brudna, starannie zawinięta… toż puścili!… Dobrze wymyśliła?… a?… Wzięła ich?… a?…
Wańdzia nie mogła dłużej panować nad sobą i parsknęła tak serdecznym śmiechem, że się rozległ echem między murami sali; śmiała się z nią i poczciwa pani Samosieczyna, ale zaczęła się już zabierać do wyjścia, naciągając na ręce bawełniane mitynki i zapuszczając na twarz zieloną zasłonę.
— No, ostań z Bogiem, kochanieńka, jutro rano do mamy jadę, zabawię tam tygodni ze trzy, wracając wstąpię do ciebie i dłużej zabawię, to się więcej nagadamy. No, ostań z Bogiem, kochanieńka, mileńka moja! A co w koszyku, to zjedz… ja znowu ci przywiozę. A jakby mieli zabrać, to lepiej w brudną bieliznę schowaj!
Z wielkim szelestem spódnic ku drzwiom zmierzała, kilkakrotnie zatrzymując się i całując Wańdzię, która nie bez trudu dźwigała koszyk w obu rękach.
Drzwi za ciotką zatrzasnęły się, a dziewczynka stała chwilę wielce zakłopotana. Co zrobić z tym fantem? Oddać opiekunce klasowej, żeby wszystkie te przysmaki poszły do ogólnego podziału? — Wiedziała, że byłoby to najwłaściwsze, ale brała