Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panienko, — rzekła w tej chwili pokojówka, wchodząc do salonu, — ten pan, co przyjechał prosi o wskazanie mu jego pokoju, a pani gdzieś w podwórzu…
— Zaprowadzisz go do czerwonego pokoju.
— Obok ciebie? — spytała zdziwiona Krysia.
— Tak.
— Przecież to nie wypada.
— Wszak są drzwi z korytarza, a moje zamknę na klucz.
— Zdaje mi się, że lepiej dać mu który z pokoi na górze.
— Tam zmarznie, panienko; nie palono od zeszłego roku.
— Masz rację, Antosiu, zrób jak ci mówiłam. Zaprowadź go do czerwonego pokoju. A teraz poproszę moją kochaną kuzyneczkę, żeby mi udzieliła gościny w swoim pokoju na tę jedną noc.
— Wybornie, pościelą ci na otomanie; a będziemy gadały do białego dnia.
— O tak, bo od czasu jak mamy lekcje, nigdy nie możemy nagadać się dostatecznie!…
Pan Iwan Iwanowicz Timirasiew mówił bardzo dużo, opowiadał o swych podróżach i bytnościach na dworach, o zadowoleniu swem, jakiego doznaje znalazłszy się w kraju tak obfitym w lasy pełne zwierzyny, które pozwolą mu zadowolić wrodzone zamiłowanie do polowania na grubego zwierza. A spostrzegłszy ironiczny uśmiech na ustach Lili przy tym temacie, prze-