Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tym punkcie znaleźć dopiero po 12 tygodniach, t. j. w końcu listopada. Spotkanie zatem z pierwotną kometą było niemożliwe. Jeżeli jednakże, jak to było prawie pewnem, kometa ta uległa rozkładowi, i materya jej rozproszyła się na znacznej przestrzeni wzdłuż jej drogi, to istniało znaczne prawdopodobieństwo, iż ziemia, przecinając drogę komety, napotka na swej drodze rozproszone jej szczątki. W istocie, kiedy ziemia 27 listopada znalazła się w blizkości drogi komety, obserwowano zjawisko, które nietylko w zupełności stwierdziło przewidywania astronomów, ale równocześnie pokazało, czem są te szczątki komety, potwierdzając w zupełności te poglądy, które w postaci hypotez, zresztą bardzo uzasadnionych, już poprzednio niejednokrotnie były wygłaszane.
Zaraz po zachodzie słońca 27 listopada 1872 r. rozpoczęło się w zachodniej Europie widowisko bardzo wspaniałe. Tysiące meteorów w postaci iskierek świetlanych poczęły przecinać we wszystkich kierunkach pogrążone w ciemności sklepienie niebieskie. Gwiazdy spadające ukazywały się w takiej liczbie, iż w istocie sprawiały wrażenie jakiegoś deszczu ognistego, policzyć wszystkie było niepodobieństwem. Po kilka meteorów jednocześnie nieprzerwanie widzialnych było na niebie, i przeciętną ich liczbę podają na 5 na sekundę, co czyni 300 na minutę. Liczba gwiazd spadających w maximum wynosiła 75.000 na godzinę. Chmura, rozlewająca ten deszcz ognisty, zdawała się przenosić z zachodu na wschód, skutkiem czego wido-