Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pozycyi, wymalował Grodzicki, jenerał artyleryi za panowania Władysława czwartego.

Ten gmach rozległy i poważny, w bezpośredniéj styczności z Farą, wykończony dopiero w początkach wieku przeszłego, był siedzibą ojców Jezusowych i mnogiéj ich czeladzi, mieścił w sobie liczne zakłady, odpowiednie potrzebom zakonnym i szkolnym. Nazywano go nie inaczéj jak collegium, a między ludem koleją, który to wyraz za lat młodych jeszcze bardzo często słyszałem, bo służące z naszego domu chodziły zwykle do kolei po wodę do picia, wiele tam lepszą na podwórzu, niż ta, którą uliczne pumpy dostarczały. Po zniesieniu zakonu Jezuitów przechodził ów gmach różne losy; jakie one były, szczegółowo wymienić ci niepotrafię, słyszałem wszakże kiedyś od starych ludzi, że przez długi czas stał po większéj części pustkami, a dwunastego roku obozował tam na chwilę Napoleon z kilku jenerałami. Z początkiem ostatniéj okupacyi pruskiéj pomieszczono w nim zaraz biura naczelnéj administracyi prowincyonalnéj i urządzono mieszkanie dla księcia namiestnika, który tu osiadł z całą swoją rodziną. Była ona wtenczas dość liczna, czterech synów i trzy córki. Dwoje z nich nie widziałem wcale, to jest córki jednéj, któréj nieznałem nawet z imienia, umarła bowiem jeszcze w latach dziecinnych, nie wiem czy przed, czy po przybyciu księstwa do Poznania, i drugiego syna, bo umarł także przedwcześnie; przypominam sobie jednak z czasów, gdy byłem małym chłopcem, że mówiono u nas o śmierci młodego księcia Ferdynanda i o tem, co się z jéj przyczyny tam u księcia działo. Wszystkich innych Radziwiłłów pamiętam bardzo dobrze, widywałem ich nieraz zdaleka i z bliska i słyszałem o nich niejedno, zwłaszcza że mój ojciec aż do końca dwudziestego dziewiątego roku bywał