Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieku usunięto i miejsce zrównano. Stara komoszka, nazwiskiem Lewańska, która kiedyś u rodziców moich służyła, opowiadała mi, że dobrze pamięta wysoką wieżę, puste, zrnjnowane mury owéj fary, bo tam nieraz między niemi jako małe dziewcze z innemi dzieciakami bawiła się w gonitwy i skrytki. Ja z téj dawnéj epoki widziałem tylko resztki fundamentów, czaszki i kości ludzkie, które się obficie znalazły, gdy tu czasem nieco głębiéj kopano; za méj najdalszéj pamięci był już rynek w tych rozmiarach jak go dzisiaj widzisz. Wyglądało tu jednak nieco inaczéj niż teraz. Najpierw ograniczał go, równolegle do stojącego jeszcze starego wikaryatu farnego, długi, nizki budynek z pruskiego muru, w którym mieściły się jatki miejskie, brudna i wązka siedziba dwudziestu może rzeźników, gdzie, osobliwie z rana, tłoczyły się bez litości i krzyczały zawzięcie legiony gospodyń i kucharek. Prócz tego, w dalszym ciągu Ślósarskiéj uliczki, zajmowały, rzędami stojąc, większą połowę rynku drewniane budy, cały dzień otwarte, w których sprzedawano jarzyny, kasze, mąki, chleby i rozmaite inne przedmioty do wiktu konieczne, jako też łokciowe towary dla ludu i garnki, których liczne wystawy śmiało i daleko na bruk zachodziły. Mniejsza połowa rynku, między jatkami a tym dużym domem, zwanym dawniéj kamienicą Bergera, wolna od budek stanowiła przed południem arenę dla tłumu wiejskich i miejskich przekupek, wystawiających w koszach lub na płachtach swoje martwe i żywe produkta, a między niemi przeciskały się roje kupującéj płci pięknéj. Wyglądało tam jak obecnie na Sapieżyńskim placu, innego zaś targowiska wtenczas w Poznaniu nie było. W dni targowe mnóstwo wózków ze wsi okolicznych zajmowało wszystkie niemal przejścia; takich koników, które dorosłemu człowiekowi ledwo pod pas sięgały, a które zwyczajnie chłopskiemi nazywano, niezo-