Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

świetnych objawów, zwłaszcza że znaczny już wtedy spadek sił fizycznych ujść nie mógł jego baczności.
Spotkałem się z nim w końcu zimy owego roku i zdziwiła mnie zmiana, którą po długim czasie niewidzenia, w nim dostrzegłem; na pozór zdawał się żwawy i rozmowny jak przedtem, ale wymowa jego była tak niezrozumiała i myśli tak niejasne i powikłane, iż, gdy wyszedł, zapytałem Magnuszewicza, co się to stało z doktorem i czy nie miał jakiego fatalnego przypadku. — Otóż to osłabienie nerwowe było zapowiedzią bliskiego końca, który nastąpił, nim jego rok jubileuszowy doszedł do kresu. Społeczeństwo nasze licznym zastępem przy pogrzebie dało dowód uznania i szacunku dla pamięci ostatniego z przyjaciół i współpracowników Marcinkowskiego, a przy trumnie pożegnał go doktor Zielewicz w imieniu kolegów lekarzy, w imieniu zaś obywatelstwa poseł Kantak, uwydatniając uczucia zmarłego, chęci i usługi jako współziomka i patryoty.
Na téj wzmiance o trzech doktorach zakończymy, panie Ludwiku, naszą wycieczkę po Grobli, któréj reszta przestrzeni była i jest dla mnie terra incognita; a teraz, jeśli chcesz coś więcéj usłyszeć, musisz pobiedz zemną na Garbary, gdzie przeszłość więcéj znajomych osób i wypadków w pamięci mojéj odżywi.
Lubię, panie Ludwiku, trzymać się we wszystkiem pewnego porządku; dla tego musimy z rogu Grobli powędrować w górę, aby przejrzeć Garbary z jednego do drugiego końca. Otóż, widzisz tutaj najpierw z jednéj strony kościół Bernardynów, z drugiéj strony kościół Przemienienia Pańskiego i przy nim wielki zakład Sióstr Miłosierdzia. Te Siostry sprowadzono do nas dwódziestego drugiego roku z Warszawy, do czego przyczyniła się w znacznéj mierze księżna