Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciężką boleść swoją, wywiązał się Freudenreich z tego obowiązku. Nie tylko Marcinkowski cenił wiadomośc medyczne naszego doktora, lecz wiem, że i inni koledzy uważali go za jednego z najgruntowniéj teoretycznie wykształconych między sobą, bo i w młodości pracował różnostronnie, a późniéj także dbał o to, aby wydążyć za postępem nauki; dla tego zasięgali w trudnych przypadkach chętnie jego rady, uznając osobliwie jego biegłość i trafność w stawianiu diagnozy; ale słyszałem, że zbywało mu czasem na stanowczości w zastosowaniu środków; miał miękie serce dla chorych, lękał się o nich, a znając nawałę lekarstw i wielokrotną ich niepewność, trudno mu przychodziło decydować się na wybór. O téj troskliwości jego i szczerem współczuciu dla pacyentów, oraz łagodnem z nimi postępowaniu, przekonałem się sam kilka razy w moim domu. Owa łagodność i względność cechowała także Freudenreicha w styczności ze znajomymi; łatwym był w pożyciu i dalekim od krytyk, biorąc zwykle rzeczy z dobréj strony; lubił rozmawiać, opowiadać, rozweselał się łatwo i widać było, że szczerze mówi co myśli. Wszakże, wbrew temu towarzyskiemu i przyjacielskiemu usposobieniu, po śmierci Marcinkowskiego, stanął jakoś na uboczu, oddając się wyłącznie obowiązkom fachowym i dbałości o swoją rodzinę.
Gdy w roku osiemdziesiątym czwartym zbliżała się piędziesięcioletnia rocznica jego doktoryzacyi, porozumieli się polscy lekarze, u których miał mir powszechny, żeby uczcić publicznie i uroczyście, przy téj sposobności, miłego i zasłużonego kolegę; ale wszelkie ich prośby i przedstawienia, aby na to zezwolił, były daremne. Nasz doktor większą część życia spędził w skromnem zaciszu, nie wychodząc po za obręb zatrudnień zawodu i ścian domu, ograniczając potrzeby swoje na to co konieczne, ztąd też straszyła go myśl głośniejszych wywnętrzań