Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiéj żony, która mu towarzyszyła w podróży i znalazła się naraz tak daleko od swoich, sama jedna w obcym świecie z trupem męża. Wszakże już dwa lata przedtem, ile pamiętam, pierwszy taki cios spadł na młodą rodzinę pana Karola. Drugą jego synowę zmiotła śmierć w kwiecie wieku i w pierwszych chwilach małżeńskiego szczęścia; a było czego żałować serdecznie. Znałem ją dobrze, Władysię Sobeską, jedynaczkę mego amicusa i kolegi szkolnego Dyonizego, gdy jeszcze jako kilkonastoletnie dziewczątko chodziła do szkoły i uczyła się z ochotą o Racinie, Molierze i partycypiach francuzkich; już jednak po jasno-białéj cerze téj ślicznéj i żwawéj, nieco nerwowéj blondynki, po występujących czasem na jéj licu mocnych rumieńcach i po głębokiem spojrzeniu niebieskiego oka, mógł zmiarkować znawca medycyny, że się tam pod owym pozorem świeżości i zdrowia kryje coś podejrzanego. Przyszło to zawcześnie do wybuchu i choroba piersiowa przerwała wiosnę jéj życia.
Te ostatnie klęski rodzinne, lubo je znosił z pewnym spokojem, przyczynić się musiały nie mało do podkopania sił fizycznych naszego radzcy, zwłaszcza iż od dość dawna już system jego nerwowy był nadwerężony. Rady lekarskie mało sobie cenił; sam wymyślił dla się sposób leczenia zimną wodą, a chociaż pamiętam, że Matecki nieraz mu mówił, aby się strzegł nadmiaru, nie miały owe mroźne kąpiele na Przepadku przez lat kilka częstszego gościa od niego. Nie pomogła jednak woda; z każdym rokiem złe rosło; nastąpiło wreszcie sparaliżowanie nerwów pacierzowych i pociągnęło za sobą niemoc w nogach zupełną. Dłużéj niż dwa lata, jak mi się zdaje, przeleżał tutaj udręczony sędzia; noc i dzień szarpały go bóle, a nadziei ratunku nie było. Wiedział o tem dobrze, a jednak pod względem umysłowym nie tracił równowagi. Odwiedziłem go w owym czasie kilka