rości cierpieniem płucowem, lecz do ostatniéj chwili zachował właściwą sobie cierpliwość i słodycz w obejściu, chociaż go prócz tych, które ci nadmieniłem, inne jeszcze i ciężkie umartwienia trapiły od dawna. Siedemdziesiątego czwartego roku, w początku marca, szliśmy ze szczerym żalem, znajomi i przyjaciele za jego trumną, gdy go wywożono z miasta, aby spoczął obok swoich w rodzinnym grobie.
W tym samym domu tutaj, a nawet w tem samem mieszkaniu, które poprzednio zajmował Tadeusz Sokolnicki, przecierpiał ostatnie swoje lata i zakończył wędrówkę doczesną Karól Thiel. Któż z nas starszych w Poznaniu nie byłby znał sędziego Thiela, który tutaj się urodził, wychował i całe życie swoje z nami przepędził! Pamiętam go jeszcze, gdy ławki w niższych klasach wycierałem, jako młodego, wysmukłego i zwinnego referendaryusza, z wesołą i zadowoloną twarzą; nieraz bowiem wtenczas rodziców moich odwiedzał. Późniéj zaś byliśmy z sobą aż do końca w bliższéj zażyłości, którą nam nastręczyła wspólna nasza przyjaźń z Mateckim Teofilem. Mógł pan Karól w pierwszéj połowie życia patrzeć na świat dość swobodnie. Nie zapuszczając się w ideały, mając zawsze na oku to, co rzeczywiste i możebne, obdarzony przytem bystrym rozsądkiem i szczęśliwą pamięcią, stworzony był poniekąd na prawnika i zawodowi temu oddawał się z zamiłowaniem oraz z pewnem zaufaniem do sił swoich, które go nieomyliło. Prędko bowiem i normalnie przebiegłszy niższe stopnie trybunalskiéj służby, mianowany sędzią, zwrócił na się nwagę władz i publiczności szczególnie sumiennością, i zręcznością w prowadzeniu spraw kryminalnych. To też oddano mu wcześnie nadzór wydziału karnego w sądzie tutejszym, a gdy nastały u nas roki przysięgłych wyznaczano zwykle sędziego Thiela na przewodniczącego,
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/89
Wygląd
Ta strona została przepisana.