Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byłem komornikiem w téj kamienicy. Nie należał on bynajmniéj do nowożytnéj generacyi o politycznych dążnościach i przeważnie wolnodumnych wyobrażeniach, lecz Izraelita staréj daty łączył kachalno-fanatyczną pobożność z bajeczną oszczędnością i niepospolitym sprytem zarobkowym. Niski chudzina z ruchawą fizyonomią i bystrem spojrzeniem, wiekiem nieco zgarbiony i powłóczący nogami, ożywiał się znakomicie na widok mamony. Gdy kwartalne liczyłem, świeciły mu się oczki, a paluszki drgały mimowolnie, ale w czasie szabatu górowało poczucie religijne; nie tykał się pieniędzy i musiałem mu je sam wsadzać do biórka. Młodsza jego córka była całkiem ładną dziewczynką; gdy szła za mąż, miałem sposobność, jako gość zaproszony, przypatrzeć się izraelskiemu rytuałowi przy takowym obchodzie. Mężczyźni, z kapeluszami na głowie, weszliśmy do zamkniętego pokoju; po długiéj chwili milczenia, nagle rabin, czy kantor, zwróciwszy się twarzą ku ścianie, zaintonował bardzo grubym i silnym głosem po hebrejsku jakiś psalm, a potem wtórowało mu wielu innych z rozmaitemi modulacyami. Trwało to dobry kwandrans, poczem otwarto drzwi poboczne i ujrzeliśmy pannę młodą, w drugim pokoju, otoczoną kobietami, biało ubraną z długim, białym welonem, który całkiem głowę i twarz jéj zakrywał. Przemówili do niéj rabin i ojciec, nastąpiły śpiewy, jéj głośny płacz i żegnanie się z matką, a daléj weszliśmy wszyscy do sieni, gdzie młoda para stanęła pod baldachinem. Tutaj były znów modlitwy i śpiewy, odczytano długi kontrakt ślubny wyszczególniający wszystko co każda strona daje i dostaje; państwo młodzi napili się wina z jednéj szklanki, którą potem stłuczono i ruszyło całe zgromadzenie, wśród odgłosu muzyki do sali, gdzie czekał już długi stół zastawiony i rozpoczął się obiad. Trwał on bardzo długo,