Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strzaskała mu nogę. Spiesznego trzeba było ratunku, natychmiastowego zbandażowania, żeby krew nieubiegła. Przypadł w pobliżu stojący Tadeusz, zdarł chustkę ze szyi, ściągnął nią ranę, pobiegł po lekarza, którego, po dłuższem szukaniu, znalazł gdzieś tam w bezpiecznem miejscu po za linią bojową i dopadłszy wezwał go, aby pospieszył niebawem ocalić życie zranionemu; a gdy doktór, oburzony zapędem i krzykiem nadbiegającego, odrzekł z gniewem, że, „od takich kadecików nieprzyjmuje rozkazu“, skoczył doń ów kadecik, a silnie uderzywszy, jak to mówią, w papę, schwycił za kołnierz i osłupiałego przywlókł do rannego przyjaciela. Chrząszczewski został opatrzony i ocalony, ale nasz Tadeusz mógł był ciężko odpokutować za ów wybryk rozpaczliwy. Doktór bowiem, jako lekarz sztabowy, miał stopień kapitana, a nazajutrz oficerowie pułku zażądali od jenerała Giełguda, aby Radoński, będący jeszcze wachmistrzem, stawionym został przed sąd wojenny, grożąc zbiorową dymisyą, gdyby tego nie uczyniono. Zwołano zatem sąd wojenny; większość starszych była za karą śmierci, młodsi przeciw temu protestowali, a sprawę więcéj niż niepewną rozstrzygnął jenerał Chłapowski energicznem wystąpieniem w obronie obżałowanego. Skończyło się wszystko wymiarem surowéj nagany i zagrożenia przed frontem. Wdzięczność dla jenerała zachował Tadeusz w sercu swojem aż do zgonu i występował wszędzie z zapałem przeciw owym niesłusznym sądom o kilku wypadkach na Litwie, które w pierwszych latach po wojnie odzywały się u nas tu i owdzie.
Nie długo po téj niebezpiecznéj przygodzie, mianowany podporucznikiem, musiał podzielić los korpusu Giełguda i przejść granicę pruską pod Brodnicą, a wreszcie, przebywszy kilka utrapionych tygodni w Heilsbergu, zbity i przygnębiony na duchu, powrócił do Tulec i do rozpo-