Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się nie lękała z broszurką socyalno-poetycznéj treści, któréj tytuł był bodajnie Mężczyzna i kobieta, późniéj zaś, za życia jeszcze matki téj saméj chorobie co ojciec uległa i w nieustannych cierpieniach wegetowała, że wreszcie i majątkowe stosunki znacznie się zachwiały, to przyznasz zapewne, że z panią Ludwiką Wilczyńską losy srogo się obeszły. Parę lat po jéj śmierci dostało się Krzyżanowo w ręce tych naszych serdecznych.
Nierównie weselsze niż żona zostawiła mi wspomnienie matka pana Ksawerego, stara pani Wilczyńska, którą przez pierwszych lat piętnaście mego życia bardzo często widywałem, bądź to u mojéj babki, z którą była w wielkiéj przyjaźni i u któréj mieszkała zawsze, ilekroć do Poznania przyjeżdżała, bądź też u niéj w Szółdrach, dokąd mnie nieraz zabierano. Mąż jéj umarł był dawno przed mojem urodzeniem, a córkę jéj, panię Lipską, która młodo zeszła z tego świata, zostawiając trzy małe dziewczątka babce na wychowanie, przypominam sobie jak przez sen tylko, gdy mnie raz, pięcioletniego dzieciaka, do Szółdr zawiozła. Zdaje mi się, że u praprawnuka w Żelicach za Rogoźnem znajduje się jeszcze portret pani Wilczyńskiéj, przez Gillerna robiony i nadzwyczaj podobny; jak tam jest wyobrażoną, taką tylko pamiętam, znacznie już starą z siwemi oczyma i dość dużym nosem, z spokojnym i mądrym wyrazem twarzy. Niskiego wzrostu i średniéj tuszy, bardzo skromna w ubiorze, mając zawsze głowę wielkim czepkiem ustrojoną, wogóle mało chodziła i siedziała zwykle na kanapie lub w fotelu, zażywając od czasu do czasu tabaczkę ze srebrnéj tabakierki, którą ustawicznie z ręki do ręki przesuwała. Bez towarzystwa i rozmowy obyć się prawie nie mogła, a ponieważ w domu bardzo była gościnną, zawsze tam w Szółdrach można było zastać kogoś z sąsiedztwa lub z dalszych stron, zwłaszcza że ją dla wieku, rozumu