Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciaż nie przeczyli, że był trochę wygodnym, że nieraz późno przychodził i z poprawianiem wypracowań nie bardzo się spieszył.
Wszakże poza klasą profesor pracy nie szczędził i dziwić się trzeba, że mu przy wszystkich szkólnych obowiązkach, stosunkach i rozrywkach towarzyskich, a przytem aż nadto licznych kłopotach domowych, czasu i fantazyi starczyło do napisania lub ułożenia tylu dzieł, które prawie wszystkie wydał w ciągu pobytu swego tutaj u nas. Tę wielką zasługę przyznać mu trzeba szczególnie, że nie małego dokładał starania, aby w publiczności naszéj, wtedy aż nadto mało idealnéj, bardzo obojętnéj na pisma i druki, rozbudzić chęć do czytania rzeczy polskich i do zwrócenia przecież uwagi na pole literatury narodowéj. Niespełna rok po swoim przyjeździe założył „Mrówkę Poznańską“, miesięcznik literacki. Nakład owéj „Mrówki“ wziął na siebie jedyny wtenczas księgarz tutejszy, Munk; wszakże, sparzywszy się rok przedtem na wydawnictwie „Pisma miesięcznego“, które po kilku numerach zmarło na suchoty, podał warunek, aby mu obywatelstwo przyszło w pomoc. Stało się tak i „Mrówka“ wychodziła przez cały rok, ale ponieważ prenumerata kosztów nie pokryła, a w roku następnym tylko książę Radziwiłł składki dotrzymał, wyciągnęła biedna „Mrówka“ jeszcze sześć jajek ze swego mrówiska i potem dała wszystkiemu pokój. A szkoda, bo, jak na owe czasy, było to pismo zupełnie znakomite, nawet teraz jeszcze, panie Ludwiku, możesz się przekonać, jeśli je znajdziesz w jakiéj bibliotece, te niektóre artykuły, szczególnie Królikowskiego, tyczące się języka naszego, nie straciły wcale na wartości. To pierwsze niepowodzenie nie popsuło fantazyi profesorowi; jeszcze tego samego, t. j. dwudziestego drugiego roku, puścił w świat pierwszy numer wskrzeszonego „Pisma miesięcznego“, ale,