Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niemieckim w celu ułatwienia nauki jego młodzieży polskiéj. Chociaż pochodził z Lublina i szkólne wychowanie odebrał w mieście rodzinnem, wyuczył się lingwy germańskiéj na uniwersytetach, zdaje mi się w Hali i w Wrocławiu, gdzie się doktoryzował; nie zapomniał o niéj późniéj w Krakowie i wypracował tamże nie tylko Gramatykę niemiecką dla Polaków, lecz i obszerny Słownik niemiecko-polski i polsko-niemiecki, który jest obfitszy i dokładniejszy od znanego ci zapewne słownika Mrongowiusza.
Do wymienionych szczegółów o Trojańskim prawie nic więcéj dodać ci nie mogę, panie Ludwiku, bo o drugiéj połowie jego życia, którą przepędził daleko od nas, tutaj jego przyjaciele i znajomi mało co wiedzieli, zwłaszcza iż do Poznania już potem nie zajrzał. A przecież nie opuścił ich, jak pamiętam, bez pewnego żalu, nawet krótko przed wyjazdem związał się nieco silniéj z Księstwem, znalazłszy tu żonę. Była to panna Zgorzalewiczówna, rodem z Kościana; wysoka i przystojna blondynka, różniąca się z pozoru znacznie od niego. W końcu dwódziestego ósmego roku powołanym został do uniwersytetu krakowskiego, o którym, w pierwszym zaraz liście do mego ojca, pisał, pod wpływem swojéj ironicznéj weny, że, „stoi wysoko, bo trzeba po schodach wchodzić do niego;“ lat przeszło dwadzieścia żył tam jeszcze i urzędował, a śmierć zaskoczyła go — jak słyszałem — piędziesiątego roku, gdy dla poratowania nadwątlonego już zdrowia przybył do Marienbadu.
Odjazd Trojańskiego, którego miejsce przy gimnazyum zajął wkrótce potem Wannowski, znany ci już z przeszłorocznéj przechadzki naszéj, oswobodził mnie od jednego strachu przed Kwartą, ale gdy się do téj