Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znów do miasta i lżéj mu się tu zrobiło na sercu i swobodniéj odetchnął powietrzem poznańskiem, chociaż wogóle, ile pamiętam, już w tych latach swego życia znacznie się był zmienił co do usposobienia, a raczéj, jak to mówią, co do humoru. Ten za czasów nniwersyteckich wesoły Witold, pełen nieraz imaginacyjnych pomysłów i zwykle przez szkła różowe patrzący na świat, przeinaczył się powoli, pod wpływem różnolitych okoliczności i doświadczeń, na człowieka poważnego, mierzącego wszystko rozsądkiem, mówiącego częstokroć z pewnem urzędowem namaszczeniem; ale grunt w nim nie zmienił się nigdy; zacność w stosunkach publicznych i prywatnych, rzetelność zasad i patryotyzm w uczuciu pozostały do końca, a w dobrych chwilach i poufnem otoczeniu wracała dawna pogoda umysłu. — Objął zaraz po powrocie poprzednie stanowisko swoje w Banku przemysłowym i w Towarzystwie Przyjaciół Nauk, które go do zarządu jako skarbnika wezwało; prócz tego zaś, odchowawszy synów, którzy w rozmaitych zawodach bezpieczne już zajmowali miejsca, spokojny o ich los, mógł na stare lata zajmować się jeszcze nauką wnucząt, nie szczędząc im troskliwéj opieki. Ale ostatniemi laty organizm jego coraz widoczniéj szwankował; uskarzał się nieraz, gdy się z nim zszedłem, na rozmaite dolegliwości, na oddech nienormalny, na serce, to znów na drętwienie ręki lub nogi, a chociaż mu to czasem psuło fantazyę i napędzało smutne myśli do głowy, starał się przezwyciężyć owe słabości, w ruchu i zwykłych zatrudnieniach nie ustawając. — Śmierć młodszéj siostry, panny Waleryi, która dużo przecierpieć musiała w téj ostatniéj swojéj przeprawie, ciężkim żalem przejęła przywiązanego serdecznie do niéj brata i nie była bez złowrogiego wpływu na stan jego zdrowia; przeżył ją bodajnie tylko pięć kwartałów.