Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swéj emerytury dostatecznie zapełnić. I w takim trybie życia, nie bez odzywających się czasami niedomagań fizycznych, ubiegło mu lat spokojnych parę na bruku poznańskim.
Ale znów zajść miała zmiana w jego losach; roku, zdaje mi się, siedemdziesiątego szóstego kupił książę Wilhelm Radziwiłł dobra chociszewickie od spadkobierców hrabiego Teodora Mycielskiego, a ponieważ nie mógł osobiście zarządzać tą znaczną fortuną, przeto, idąc za radą osób, które Milewskiego znały, zapytał go, czyby nie zechciał jako pełnomocnik objąć administracyi owego majątku. Nasz radzca nie długo się wahał i, ustępując różnostronnym naleganiom, przyjął to stanowisko, chociaż z początku zdawało mu się wychodzić po za obręb dotychczasowych jego zatrudnień. Należał on wszakże, jak Władysław Bentkowski, do tych ludzi, których użyć można do wszystkiego co zacne i pożyteczne i którzy się z każdą niemal robotą oswoić wkrótce potrafią, jakkolwiek obcą była im przedtem. Pięć lat przepędził Milewski w Chociszewicach, gdzie, doznając szacunku i jak najprzyjaźniejszych względów ze strony księcia i jego żony, rodem Rzewuskiéj, nie szczędził pracy i zabiegów w utrzymywaniu sumiennéj rachunkowości, załatwianiu spraw sądowych i finansowych, dozorowaniu rządzców i dzierzawców i we wszelkich innych czynnościach z dzierzeniem tak obszernéj własności wiejskiéj połączonych. Nie miał tam, zaprawdę, synekury, ani mu brakło kłopotów i nieprzyjemności, którym trudno było zaradzić, bo leżały po za kołem właściwego zarządu; tego, iż przeliczono się w kupnie, administrator zmienić nie mógł, ale skutki niemile odczuwać musiał, a gdy w końcu zaszło tam coś, co na wybryk wbrew zaufaniu wyglądało, pożegnał się Milewski z Chociszewicami krótko przedtem, nim przeszły w inne ręce; przybył