Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rowski założył tam sobie, że tak powiem, główną kwaterę i to w czasie, kiedy na Chwaliszewie, Śródce itd. piętrowych domów wcale jeszcze nie było. Co dzień tam siedział ze dwie godziny i przychodziło doń mnóstwo ubóstwa, którego fizyczne cierpienia leczył, uwzględniając ile możności i inne. Prawda, że nie raz, gdy był powód do tego, wykrzyczał i zbeształ, ale chorobę zbadał, receptę zapisał, w końcu pożałował i pocieszył, a często sakiewkę wydobył, widząc iż tego potrzeba. Po Marcinkowskim, żaden z ówczesnych lekarzy dla skwierczącéj biedy naszéj nie miał tyle serca; znany był ztąd w całem mieście i z zaufaniem szły do niego paupry, bo wiedziały, że choć czasem za grzechy swoje oberwą, znajdą przecież i litość i pomoc. Mając tyle do czynienia z niedomogami społeczeństwa, poznał, iż chcąc niejednemu złemu na przyszłość zapobiedz, trzeba przedewszystkiem zacząć od najmłodszego wieku i ratować dzieci fizycznie i moralnie. Dla tego, ile sobie przypominam, był pierwszym, który, wkrótce po czterdziestym roku, wystąpił z planem urządzenia ochronek, inne osoby pobudził do założenia w tym celu towarzystwa, a gdy przyszło do skutku, gorliwie się niem zajął i przez lat kilka jako przewodniczący działaniem jego kierował.
Pod względem lekarskim wydawać sądy o Gąsiorowskim, na to się naturalnie odważyć nie mogę, nie należąc do bractwa eskulapowego; tyle wszakże wiem z własnego, wieloletniego doświadczenia, że przy łóżku chorego, nie puszczając się na subtelności i genialności oceniał wszelkie pojawy prostym i zdrowym rozumem. W nagłych, niebezpiecznych przypadkach, co także de visu powiedzieć mogę, zachowywał spokój zupełny i niepospolitą okazywał stanowczość. Nienawidząc blagi i nie przypisując sobie nieomylności, nieraz, gdy czuł się