Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wościach swoich, wzrastających bez przerwy. Była to choroba mlecza pacierzowego, objawiająca się najpierw w boleściach rąk i nóg, a daléj w ich ubezwładnieniu, która w ostatnich dwóch latach przykuła go niemal do łóżka. Pożegnał się z tym światem prawie w tym samym wieku co brat, przeżywszy go o trzy lata, a z jego ubytkiem znikła mi znów jedna z owych starych i sympatycznych osobistości poznańskich, z któremi się, chodząc po mieście, lubiłem spotykać.
Za probostwem, panie Ludwiku, gdzie teraz stoją, tworząc róg z Piekarami, dwie kamienice przez pana budowniczego Maryana Cybulskiego przed mniéj więcej trzydziestu laty wzniesione, były dawniéj jakieś domki, których wyglądu już sobie nie przypominam; naprzeciwko zaś probostwa widzisz drukarnię Rosenstiela, zaszczyconą tytułem nadwornéj, którą, jak ci bodajnie już wspomniałem, za pierwszych pruskich czasów założył berliński księgarz i drukarz Decker. Pierwotnie — o ile pamiętam — znacznie skromniéj wyglądała, przez wiele lat bowiem mieściła się w téj jednéj narożnéj kamienicy, wówczas jednopiętrowéj, koło któréj były podwórza i dość rozległy ogród, od św.-Marcińskiéj i Wilbelmowskiéj ulicy płotami z desek odgraniczone. — Tak to jeszcze wyglądało, gdy szkoły kończyłem. Późniéj — daty już nie wiem — wystawiono owo długie skrzydło wzdłuż ulicy św.-Marcińskiéj, a dom narożny drugiem piętrem podwyższono. Właścicieli drukarni, Rosenstielów, najpierw ojca, potem syna, znałem tylko z widzenia. Pierwszy z nich wysoki, chudy, dość przystojny człowiek, z wielkim wąsem i wojskową postawą, był wysłużonym rotmistrzem, przynajmniéj go tak tytułowano; po czterdziestym roku wyniósł się z Poznania. Syn, który po nim nastąpił, co do zewnętrznego wyglądu, wierny portret ojca, przywiózł sobie tutaj po