Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ków funduszu, musiał sam codziennie cały numer obmyślić i napisać, a prócz tego, ulegając ścisłéj kontroli, niemógł nic zamieszczać, coby się w kołach rządowych zdrożnem lub niemiłem zdawało. Wiodła zatem Gazeta, po czterdziestym ósmym roku, żywot suchotniczy w obec współzawodnictwa pism polskich niezależnych i zmarła wreszcie na zupełne wycieńczenie.
Owa spółka księgarsko-drukarska, o któréj ci wspomniałem, rozwiązała się po latach niewielu; najpierw wystąpił Libelt, gdy z Poznania całkiem na wieś się przeniósł, a niedługo potem śmierć wyrwała z niéj pana Andrzeja i wyłączna własność księgarni i drukarni przeszła na Kamieńskiego. Umysł jego był raczéj filozoficzno, niż kupiecko-spekulacyjnie usposobiony; rzutkości w praktyce życia miał nie wiele, dla tego też jako drukarz i księgarz świetnie nie wychodził, w czem się od większéj części przedsiębiorców tego rodzaju u nas nie różnił. Pozostawił jednak swój interes, jak to u nas mówią, dzieciom, a księgarnia i drukarnia Napoleona Kamieńskiego jest do dziś dnia własnością jednego z jego synów, z którym połączył się syn Leona Wegnera, znanego ci już z dawniejszych moich opowiadań. Drukarnia ta dobrze się zasłużyła naszemu piśmiennictwu, w niéj bowiem, z biegiem czasu, wytłoczono mnóstwo ważnych dzieł, z których przytoczę ci tylko: Dzieje Morawskiego, większą część prac Libelta, znaczną liczbę nakładów Żupańskiego, całą seryę Przeglądu Poznańskiego, wszystkie Roczniki Towarzystwa przyjaciół nauk jako też Sprawozdania Towarzystwa Pomocy Naukowéj. Ze zbliżającą się sześćdziesiątką wieku rozpoczął się dla biedaka Kamyszka żywot utrapiony. Na pierwszy rzut oka nie było tego po nim widać, bo do samego niemal końca zachował władze umysłowe, twarz pełną, swobodną i w rozmowie nie wspominał zrazu o dolegli-