Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żone okazują, że proboszcz i parafianie dbali o dom Boży. Przed rokiem siedemdziesiątym było tu wszystko to mocno zaniedbane.
Kamieniczkę przy kościele, która teraz jest mieszkaniem proboszcza, pamiętam dobrze jak budowano, chociaż roku już nie wiem; dawniéj mieścili się proboszcze jak mogli w owym domku za kościołem. Rozgospodarował się w niéj pierwszy, dziekan Maksymilian Kamieński i obsługiwał parafię przez lat czterdzieści niemal sam jeden, obywając się aż do śmierci bez wikaryuszów, bo też duszyczek wiele mniéj było niż w obecnym czasie. Z jego poprzedników nie przypominam sobie żadnego, a jak daleko myśl moja w tył sięgać zdoła, przedstawia mi się tutaj tylko postać ks. Maksymiliana, znana wszystkim w Poznaniu, niewyłączając małych dzieci, które biegły doń, skoro go na ulicy ujrzały, wyciągając z radością ręce, bo ks. proboszcz miał w tylnéj kieszeni niewyczerpany magazyn cukierków i hojnie niemi szafował. W bliższych stosunkach z nim nie byłem, chociaż znaliśmy się z daleka i czasami spotykali tu i owdzie, osobliwie u Mateckiego. Ile wiem, żył dosyć samotnie, do spraw publicznych i robót wspólnych mało się mięszał, mając zresztą, w tak obszernéj parafii, dużo obowiązkowych zatrudnień; zdawał się swobodnego usposobienia i zadowolony ze świata, twarz jego przynajmniéj tak na ulicy, jako i w towarzystwach była zawsze wypogodzona i często wesołym uśmiechem ożywiona. Więcéj ci powiedzieć mogę, panie Ludwiku, o bracie jego Napoleonie Kamieńskim, który także w téj kamieniczce niejeden rok przemieszkał, z nim bowiem poznałem się wkrótce po moim powrocie z uniwersytetu; byliśmy zawsze ze sobą w przyjacielskich stosunkach i dawnemi czasy puszczaliśmy się nieraz na długie przechadzki. Wszystkich, którzy się doń zbliżyli zajmowała