Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pana Józefa, któremu Nowosilców nakazał spisać akt oskarżenia przeciw własnemu bratu. Skutkiem tego było podanie się do dymisyi i wyjazd za granicę, dokąd go już pan Michał wyprzedził.
Już w latach dziecinnych przyswoił sobie doskonale język francuzki, który był wtenczas domowym językiem w znaczniejszych rodzinach szlacheckich, młodość zaś swoją spędził, jak słyszałeś, za granicą lub w kołach towarzystwa naszego francuzczyzną przesiąkłych; musiało to naturalnie wywrzeć wpływ stanowczy na usposobienie pana Józefa. Pozostało w nim aż do końca życia coś francuzkiego, jakby się był rodził w którym z dworów przedmieścia St. Germain; można to było odczuć przy pierwszem zaraz spotkaniu i nie tylko w zewnętrznem wzięciu, lecz częstokroć w treści i formie myśli, w sposobie wyrażania ich, intonacyach mowy uwydatniał się ów kolor francuzki. Po polsku mówił bardzo biegle, widać jednak było, iż czuje się pewniejszym i swobodniejszym mówiąc językiem z nad Sekwany. Wszakże ten cudzoziemski odcień ducha nie wywarł najmniejszego wpływu na patryotyczne jego uczucia, które odziedziczył po ojcu i matce i które, równie gorące jak u braci, przechował wiernie do grobowéj deski.
Okazało się to trzydziestego roku. Na pierwszą wiadomość o wypadkach listopadowych, którą posłyszał w Paryżu, pospieszył pan Józef do kraju razem z bratem i panem Walewskim, późniejszym ministrem Napoleona III. Nie poszło to jednak gładko; w bliskości granicy Królestwa, nie pamiętam już w którem miasteczku, przytrzymała ich policya pruska. Zamkniętych w bryce pocztowéj z dodatkiem żandarma, który usiadł na koźle obok pocztyliona, wysłano zaraz do Poznania. Ale pieniądze wiele mogą, nawet czasem i w Prusach. — Przejeżdżając przez bór, wymknęli się wszyscy trzej