Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zgoła ludzi, którzyby rządzić mogli.“ „Ça n’empêcherien — odrzekła głośno siedząca obok niego pani Mycielska — nous trouverons bien aussi le chemin dela Corse!“ a na te trafne słowa skrzywił buzię Massena i już o polityce nie mówił.
Pierwszą i większą połowę życia swego, od lat najmłodszych, spędziła pani starościna w ciągłym prawie niepokoju, narażona na różne strachy i cierpienia; upadek ojczyzny, którą całem sercem kochała, rozbiory, powstania, wojny napoleońskie trzymały bezustannie jéj patryotyczne uczucia w naprężeniu, a przytem zamącały swobodę domową; nie tylko bowiem majątkowe stosunki chwiać się musiały, ale i mąż, najpierw w powstaniach narodowych czynny mając udział i potem w wojnach francuzkich, był gościem tylko w domu i każdéj chwili prawie o jego życie lękać się przyszło, a nawet dwaj synowie, chłopcy ledwo kilkonastoletnie, wydarli się do dywizyi Dąbrowskiego, gdy wielka armia przez kraj nasz dążyła do Rosyi. Mogło być dla niéj pociechą i chlubą, że wkrótce synek młodszy, Michał, kilkakrotnie ranny w kampanii rosyjskiéj zdobył sobie krzyż polski, a potem pod Lipskiem legię honorową, ale niemal równocześnie, trzynastego roku, śmierć zabrała jéj męża. Znalazła się wdową z sześciorgiem po części niedorosłych dzieci, wśród zamętu krajowych i prywatnych stosunków, siła jednakże jéj rozumu i woli pokonała wszelkie trudności tak ciężkiego położenia.
Nadeszła wkrótce potem ostátnia okupacya pruska; czasy się uspokoiły, ale trzeba było zapewnić stanowisko i przyszłość rodziny i z wielkiéj, lecz bardzo nadwerężonéj fortuny, ocalić co się dało. Nie łatwe to było zadanie, zwłaszcza wobec nieprzyjaznych żywiołów, dla których upadki naszych majątków są wielce pożądane; przy-