Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawet hojnym pro bono publico, lub aby dopomódz takiemu, którego godnym zaufania uważał. Obok zwykłéj łagodności i względności dla innych, miewał jednak za młodu podobno dość częste chwile niecierpliwości i draźliwości trudnéj do pohamowania. Nie taił się z tem i opowiadał mi o kilku wybrykach swoich przed wielu laty. Sam byłem świadkiem krótkiego wybuchu rozjątrzenia niemłodego już wtenczas pana Jana, gdy pewnego wieczora czterdziestego roku wracaliśmy z Poczdamu i Niemiec jakiś, obok niego w wagonie siedzący, bez powodu go zaczepił.

A teraz, wracając do Cegielskiego, powiem ci daléj, że przybywszy do Poznania, zabezpieczony pod względem materyalnym, od samego początku nie tylko wypełniał gorliwie obowiązki przewodnika młodszych i korepetytora, lecz oddał się własnéj nauce z rzadkim zapałem. Wspomniałem ci, iż zaraz w quarcie pierwsze zajął miejsce i z tego stanowiska nikt go w następnych klasach nie wyparł; przechodząc normalnie z jednego szczebla na drugi, zawsze przy końcu roku odbierał nagrody. Niezwykłe jego zdolności, wspierane wytrwałą pilnością, rozwijały się szybko pod wpływem zacnéj ambicyi i rozbudzonéj żądzy wiadomości. Chociaż wyobraźnia jego była także obfitą i żywą, górował nad nią jednak, już wtenczas jak i późniéj, rozsądek i pewien zmysł krytyczny, który z jednéj strony zwracał jego uwagę na to, co krzywe albo niedostateczne u ludzi i u rzeczy, nadając aż nadto często jego myślom i spostrzeżeniom barwę ironiczną, z drugiéj zaś był dlań bodźcem do szukania wszędzie zasady i podstawy, nie mniéj skutków i związku w pojawach życia i nauki. Ta jego skłonność do krytycyzmu i ironii, nie zmieniając się z wiekiem, jakkolwiek wynikała li tylko z zamiłowania