Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cznéj pomiędzy Austryą i Rosyą w owych stronach południowych.
Zadanie to nie łatwe, ze względu na obustronne roszczenia, wykonał ku zupełnemu zadowoleniu podejrzliwych sąsiadów, z których jeden wywdzięczył mu się krzyżem św. Anny, drugi zaś kosztownym brylantowym pierścieniem. Spoczynek, którego po tych trudach chciał użyć, wystąpiwszy ze służby rosyjskiéj, trwał krótko. Wybuchło powstanie listopadowe, a kapitan Breza podążył natychmiast do Warszawy i stanął w szeregach narodowych. W randze podpułkownika i szefa sztabu przydzielonym został do korpusu jenerała Łubieńskiego, którego losy podzielając do ostatka, zdobył sobie pod Iganiami odznakę złotego krzyża, przyczyniwszy się dość znacznie do pomyślnego dla naszych wypadku téj potyczki.
Gdy skończyło się powstanie, nie miał pułkownik po co wracać na Wołyń; nie byłby uszedł gniewu Mikołaja, zwłaszcza jako dawniejszy oficer rosyjski. Dla tego, po dwuletniem niemal wychodźtwie, tęskniąc za ziemią ojczystą, przybył trzydziestego trzeciego roku do W. Księstwa, mogąc się tam przyjemniejszego spodziewać schronienia i mając tam nie tylko licznych znajomych z kampanii i towarzyszów broni, lecz i bliskich krewnych, synów ministra i jego córkę, panię Wołłowiczową, z którą się znał już dawniéj. Jakoż fortuna była mu u nas pomyślną; rok po przyjeździe znalazł żonę serdecznie dobrą i łagodną w osobie panny Konstancyi Mycielskiéj, osiadł w Więckowicach i zabezpieczywszy się ze strony rządu, wiódł tam żywot przykładny wiejskiego obywatela, otoczonego poszanowaniem wszystkich znajomych za dawniejsze zasługi i spokojne swoje cnoty.
Gdy po wielu latach dzieci dorosły i trzeba było los ich ustalić, rozporządził pułkownik majątkiem, który w pomyślnym stanie zostawił, a sam przeniósł się z żo-