Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wojdów dostała się potem Fehlandom i Wiczyńskim, o których ci jeszcze wspomnę, gdy dojdziem do Wrocławskiéj ulicy.
Wróćmy się teraz na Plac Królewski, panie Ludwiku. O jego dawniejszych mieszkańcach nie wiele ci powiem, bo prawie nikogo tu nie pamiętam, z wyjątkiem pułkownika Brezy. Przepędził on w owéj staréj kamienicy przy Orlim rogu ostatnie lat kilka ze żoną, która mu tutaj po krótkiéj chorobie siedemdziesiątego czwartego roku umarła. Panię pułkownikową znałem już jako dorastającą panienkę, lecz co mi o niéj pozostało w miłéj pamięci powiem ci późniéj, skoro się znajdziem na miejscu dawniejszego ogrodu Mycielskich. Z panem pułkownikiem rzadko byłem w styczności, ale i mnie i wszystkim niemal starszym w Księstwie przytomną jest jeszcze spokojna, milcząca i poważna postać tego weterana, którego powszechny szacunek otaczał. Pochodził on, ile mi wiadomo, z rodziny Brezów od dawna na Wołyniu we wsi Siekierzyńcach osiadłych i był jednym z tych szczęśliwych, którzy naukowe i narodowe wychowanie odebrali w Krzemieńcu pod opieką Czackiego.
Chlubnie ukończywszy tam szkoły, w pierwszéj zaraz młodości zaciągnął się z własnéj chęci, jak wielu wtenczas, do wojska polskiego, gdzie dosłużył się po kilku latach stopnia porucznika w kwatermistrzostwie, a gdy dwudziestego ósmego roku przyszło do wojny z Turcyą, powołany został jako jeden ze zdolniejszych oficerów do sztabu Dybicza, z którym ruszył nad Bałkany. Rozmaite koleje téj uciążliwéj wyprawy przebył Breza od początku do końca i za wielokrotne odznaczenie się tak zimną odwagą, jako i stanowczem działaniem w chwilach niebezpiecznych, wynagrodzonym został nie tylko stopniem kapitana i krzyżem Włodzimierza, lecz nadto poufnem i ważnem zleceniem przeprowadzenia linii grani-