Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nika Poznańskiego“ jakiś dla dyrektora niepochlebny artykulik, musiał gimnazyum opuścić przed normalnem jego zakończeniem. Wypadek ten nie zachwiał jednak jego fantazyi i zaufania do sił własnych; straciwszy już od dość dawnego czasu rodziców, mało co mogąc liczyć na rodzeństwo i pokrewieństwa, stanął teraz siedemnastoletni pan Klemens całkiem samodzielnie i, wstąpiwszy do księgarni Żupańskiego, uczył się, ile mógł, czytając książki polskie, osobliwie historyczne i pisał a pisał, zarabiając sobie po większéj części tym sposobem na życie. Zasilał artykułami bądź to „Sobótkę“, wydawaną wtedy przez Leitgebra, bądź „Gazetę Wielkopolską“ i „Tygodnik Wielkopolski“, których żywot na tym świecie był niedługi, bądź też pisma lwowskie, zetknąwszy się z niemi za pośrednictwem przyjaciół swoich Bełzy i Ordona, będących wtenczas w Poznaniu. Ponieważ młodzi mają więcéj animuszu niż go się ma w późniejszych latach i nie liczą się zwykle zbyt ściśle z własnemi siłami, przeto odważył się nawet nasz początkujący literat, będąc jeszcze w Poznaniu, na monografię obszerniejszych rozmiarów i ślizgiéj treści, t. j. na życiorys i ocenienie pomysłów Savonaroli. Gdy Bełza i Ordon, wydaleni z Poznania, schronili się do Lwowa, pociągnęli wkrótce za sobą dwódziestoletniego wtenczas zaledwie Kanteckiego, który chętnie poszedł za ich przykładem. W czasie dziewięcio- czy dziesięcioletniego pobytu swego w Lwowie miał i czas i sposobność do wyrobienia się na fachowego literata i historyka. Chodził, ile znalazł czasu, na wykłady w uniwersytecie, gdzie niebawem w profesorze Liske znalazł przewodnika, a wszedłszy w ścisłe stosunki z Władysławem Łozińskim, przyczepił się najpierw do wydawanéj przez tegoż „Gazety lwowskiéj“, którą, nie mniéj jak literackie jéj dodatki, artykułami swemi zapełniał, późniéj zaś do