Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie psuło to humoru. Odbywały się tedy kupna, sprzedaże, opłaty, umowy dzierżawne, tysiączne inne sprawy, które w ogóle z całego roku do terminu świętojańskiego odkładano; załatwiały się sprawunki w handlach i u rzemieślników, przyczem panny i panie gorączkową rozwijały czynność. Były to złote żniwa dla żydów, zwłaszcza że każdy z przyjezdnych miał swego faktora lub faktorkę, rodzaj adjutantów hebrajskich, którzy chodzili wszędzie, pośredniczyli we wszystkiem, załatwiali wszystko, mając, choć bezwiednie, za zasadę: Si c’est posibsle, c’est fait; si c’est impossible, cela se fera, naturalnie za odpowiednie monety.
Nie zbywało także na zabawach, owszem, był to dla wielu jeden z głównych przedmiotów zjazdu. Były więc odwiedziny i obiady u Radziwiłłów i u arcybiskupa Górzeńskiego; były bale w hotelu Langnera, przy ulicy Wrocławskiéj, głównym wtedy w Poznaniu; był i król egipski czczony gorliwie, szczególnie w świątyniach stałych swoich ministrów, między którymi odznaczali się: dawniejszy kapitan, Francuz rodem, i dawniejszy pułkownik, Polak, człek nie młody i jowialny, który izdebkę swoją oborą nazywał, a klientów krowami, bo szli cierpliwie do doju.
Były też posiedzenia krótsze i dłuższe, celem wystudyowania, gdzie lepsze hungaricum (bo czerwonego wina prawie tylko na ból żołądka wtenczas używano), czy u Powelskiego, czy u Sypniewskiego, czy też u Rosego. Pamiętam, iż raz w skutek takiego posiedzenia w podziemiach Rosego, które całą noc trwało, jeden z szermierzy, człek niski i chudy, wyniesiony został nieżywy, podczas gdy jego antagonista, gruby i tęgi mężczyzna, jeden z małéj liczby chodzących w kontuszu, po dwakroć dnia następnego krwi sobie upuścić kazał.