Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

graficzną w ładnym, umyślnie na to zbudowanym, a teraz już dawno zniesionym pawiloniku na rogu Podgórnéj ulicy, tam niemal, gdzie obecnie brama wjezdna Hotelu francuzkiego; późniéj przeniósł ją na ulicę Wilhelmowską, miejsca jednak już dokładnie nie pamiętam i nie znane mi są równie okoliczności i przyczyny, które go spowodowały do zamknięcia jéj po kilku latach. Po nim wystąpiła pani Mirska i pracuje do dziś dnia jeszcze wytrwale, dla tego mówić ci o niéj nie będę, chociaż wiem niejedno, coby rzetelny szacunek dla jéj osoby w tobie wzbudziło; sam się o tem przekonać i poznać ją możesz.
Teraz zaś, panie Ludwiku, pożegnamy fotografią; chciałem ci tylko wskazać pierwsze jéj początki w Poznaniu, o ile się mniéj więcéj sam na nie patrzałem. Idąc daléj, widzisz na rogu Fryderykowskiéj ulicy gmach pocztowy, obecnie od 1883 roku, dość duży i jakokolwiek przyozdobiony; w czasach méj młodości ledwo połowę tego miejsca zajmował i wyglądał arcyniepozornie, nie różniąc się od sąsiednich jednopiętrowych kamieniczek; główną bramę wjezdną miał, jak i teraz, na drugim boku. Z urzędujących tutaj dawnemi laty nikogo nie znałem. Polaków, prócz pocztylionów i kilku listonoszów, nie pamiętam, lecz nieraz, gdy tu obok przechodzę, przypominają mi się moje wyjazdy i podróże wowczas, kiedy jeszcze kolei żelaznych nie było i ludzkość pocztowemi brykami na wsze strony jeździła. Wyprawy na uniwersytet odbywałem z początku tak zwaną Fahrpocztą. Pierwszy raz, pamiętam dobrze, wyjechałem z tego tu podwórza w poniedziałek o drugiéj po południu i przyjechałem do Berlina w środę o dziesiątéj z rana. W bryce siedziało sześć osób, prócz pocztyliona na pokrytym koźle i konduktura przy nim, schirrmeistrem zwanego, zwykle wysłużonego podoficera,