Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piersiową chorobę i w młodym wieku skończył na suchoty.
Wystaw sobie, panie Ludwiku, co to za dziwny przyrząd ta pamięć ludzka! Tysiące ważnych, mądrych i przydatnych rzeczy, których się długo i często uczyłem, zapomniałem niepowrotnie, a nie jeden szczegół całkiem obojętny, nie jedno głupstwo tak dobrze mi się przechowały w któréjś z komórek mózgowych, iż od lat kilkudziesięciu siedzą tam sobie spokojne i bezpieczne. I tak, gdy byłem w tercyi, przysłał jednemu z moich kolegów, pewnego razu, ów Franciszek Jankowski kartkę z zagadką łacińską własnego wyrobu, która nas bardzo zabawiła; tę zagadkę do dziś dnia pamiętam, chociaż lat piędziesiąt osiem ubiegło. Otóż słuchaj i zgadnij: Veni ad cognitionem per impedimenta et steti in cornu laudat sutoriis; accurrit ad me hoc habes bonum bubulus et dedit mihi ardebat fustis, quam vos tuba canebam. Przetłómacz to sobie dosłownie z wyrzuceniem tylko jednego j. polskiego, a znajdziesz sens i powiesz sobie, że, na quartanera, to nieźle.
Ale czas nam wrócić tu do landszafty, a przedewszystkiem do Józefa Jankowskiego, który był niewinnym powodem do tych kilku moich pobocznych wycieczek. O nim samym nie wiele ci powiem, bo lubośmy się znali i spotykali nieraz, byliśmy wogóle zdala od siebie, dla różnicy tak wieku, jako i bezpośredniego otoczenia i zatrudnień. Pan Józef, którego zwykle kapitanem zwano, pochodził z Zamkowej ulicy, gdzie miał po rodzicach znany ci może stary ów dom narożny, odłączony od Rynku wązką przejściową uliczką. W tym domu, na pierwszem piętrze, pamiętam, nawiasem mówiąc, dwie słynne restauracye: Korzeniewskiego, który swego czasu sługiwał po najpierwszych dworach, rozko-