Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydrukowaną, którą napisał jeszcze trzynastegu roku i ofiarował osobiście przez Piłę przejeżdżającemu Aleksandrowi I.
Przedmiotem tragicznym jest tu walka syna Aleksego z zasadami i dążnościami ojca. Odegrano ją raz w Poznaniu za bytności trupy warszawskiéj. Teatr był naturalnie zapchany; gimnazyum zajmowało parter i górą raj niebieski, nie szczędząc oklasków, ale drugiego przedstawienia już nie było, a w świecie literackim Piotr Wielki nie wielkie zrobił wrażenie i pogrążył się w morze zapomnienia, chociaż autor o wartości dzieła swego nie zwątpił i krótko przed śmiercią przetłumaczył je na francuzkie, w nadziei, że na deskach francuzkich lepiéj ocenionem zostanie.
Mieliśmy wtenczas drugiego jeszcze tragika i poetę, w osobie zacnego zresztą obywatela, pana Krzyżanowskiego, którego przyjaciele, od imienia żony, Anonimem zwali i którego tragedye, jeźli się nie mylę, Kuli-Kau i Zawida, w stylu hyperkornelowskim, także są drukowane i znajdą się może jeszcze u jakiego bibliomana polskiego pomiędzy białemi krukami.
Niedługo po trzydziestym roku wziął Szumski emeryturę, a owdowiawszy już poprzednio i bezdzietny, na wsi osiadł, w Żabnie, u przyjaciela swego pana kapitana Zakrzewskiego, gdzie też w rok czy dwa lata życia dokonał.
Dodam ci jeszcze, panie Ludwiku, co mi właśnie teraz na myśl przychodzi, że pewnego razu, będąc w smutnem usposobieniu, podyktował nam wierszyk: Rada i pociecha w nieszczęściu, z którego przypominam sobie jednę strofkę:

„Jeźliś zdrów, syt i nie goły,
Jesteś szczęśliw, bądź wesoły;
Jeźliś biedny, chory, głodny,
Wkrótce umrzesz, bądź swobodny.“