Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sza później do samobójstwa, bo nie mamy już nic. Zresztą, choćbyśmy się czuli najspokojniejsi w czasie gdy kochamy, miłość znajduje się w sercu zawsze w stanie niestałej równowagi. Lada co wystarczy, aby ją przechylić w stronę szczęścia; promieniejemy, obsypujemy czułościami nie tę którą kochamy, ale tych co nas podnieśli w jej oczach, co ją ustrzegli od wszelkiej pokusy; i myślimy że jesteśmy spokojni, a wystarczy jednego słowa: „Gilberta nie przyjdzie“ albo „zapowiedziała się panna Vinteuil“, aby całe przygotowane szczęście, do którego wyciągaliśmy ręce, runęło w gruzy, aby się słońce schowało, aby się wiatr zmienił i aby się rozpętała wewnętrzna burza, której pewnego dnia nie będziemy się już zdolni oprzeć. W tym dniu, w dniu kiedy serce stało się tak kruche, przyjaciele darzący nas swoim podziwem cierpią nad tem, że takie nic, taka istota może nam zadać ból, może nas uśmiercić. Ale co poradzą na to? Kiedy poeta umiera na zapalenie płuc, czy możemy sobie wyobrażać przyjaciół tłumaczących pneumokokom, że poeta ma talent i że pneumokoki powinnyby go oszczędzić?
Podejrzenie tyczące się panny Vinteuil nie było bezwzględnie nowe. Ale moja popołudniowa zazdrość o Leę i jej przyjaciółki stłumiła je poniekąd. Skoro tamto niebezpieczeństwo znikło, uczułem spokój, sądziłem żem go odzyskał na zawsze. Ale nowy był dla mnie zwłaszcza pewien spa-