Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cer, o którym Anna powiedziała mi: „Byłyśmy tam a tam, nie spotkałyśmy nikogo“, gdy przeciwnie panna Vinteuil umówiła się na tym spacerze z Albertyną do pani Verdurin. Teraz pozwoliłbym chętnie Albertynie wychodzić samej, chodzić gdzie tylko chce, bylebym mógł gdzieś zamknąć pannę Vinteuil i jej przyjaciółkę i mieć pewność że ich Albertyna nie spotka. Bo zazdrość jest przeważnie cząstkowa, o zmiennych lokalizacjach, bądź dlatego że jest bolesnem przedłużeniem niepokoju wywołanego to przez tę to przez inną osobę, którą kochanka nasza mogłaby pokochać, bądź wskutek ograniczenia naszej myśli, zdolnej pojąć jedynie to co sobie wyobraża, resztę zaś zostawiającej w stanie mglistym, prawie bezbolesnym.
W chwili gdyśmy mieli zadzwonić do bramy, złapał nas Saniette, który oznajmił, że księżna Szerbatow umarła o szóstej, i dodał, że nas nie poznał odrazu. „Patrzałem przecież na was od dłuższej chwili — rzekł zdyszany. Nie jest-że to ciekawem, żem się zawahał? „Czy to nie ciekawe“ wydałoby mu się błędem; upodobanie w staroświeckich zwrotach przechodziło u niego w manję. „A przecież panowie stanowicie znajomość do której można się przyznać. Jego ziemista cera zdawała się oświetlona ołowianym blaskiem burzy. Zadyszka, która jeszcze tego lata zjawiała się jedynie wtedy kiedy pan Verdurin „mył mu głowę“, była teraz stała. „Wiem, że wyborni artyści, osobliwie