Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rych się przez jakiś czas waży czy rzecz dojdzie do skutku czy nie. Niema w tem nic specjalnego dla Albertyny.
Ta myśl przyniosła mi odprężenie głębokie, lecz krótkie. Prędko powiedziałem sobie: Jeśli się bierze rzecz z perspektywy społecznej, można w istocie wszystko sprowadzić do najpotoczniejszej codzienności. Z zewnątrz, może w ten sposób bym to widział. Ale wiem dobrze, że prawdziwe — lub conajmniej także prawdziwe — jest wszystko co myślałem, co czytałem w oczach Albertyny; obawy które mnie dręczą, problemat który sobie wciąż stawiam wobec niej. Historja wahającego się oblubieńca i zerwanego małżeństwa może temu odpowiadać, jak recenzja rozsądnego dziennikarza może dać treść sztuki Ibsena. Ale jest coś innego niż to streszczenie faktów. Prawda, że ta inna* rzecz istnieje może (gdyby się ją umiało widzieć) u wszystkich wahających się narzeczonych i we wszystkich opóźniających się małżeństwach: życie codzienne też ma swój element tajemnicy. Mogłem zaniedbać ten element, patrząc na życie innych, ale życie Albertyny i swoje przeżywałem od wewnątrz.
Począwszy od tego wieczora, Albertyna nie mówiła mi, tak samo jak nie mówiła w przeszłości: „Wiem, że nie masz do mnie zaufania, spróbuję rozwiać twoje podejrzenia. Ale ta nie wyrażona nigdy myśl mogłaby posłużyć za klucz do jej naj-