Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pragnienia swobody. I jak uwierzyć że ona nie ma tych pragnień, nie zgadywać w niej całego sekretnego życia, dążącego do zadowolenia jej zboczeń? Wystarczał sam gniew, z jakim wykrzyknęła: „Byłam pewna“ dowiadując się że byłem u Verdurinów i z jakim zdemaskowała się do reszty, mówiąc: „Miała być u nich panna Vinteuil“. Wszystko to potwierdzało widzenie się Albertyny z panią Verdurin, które mi zdradziła Anna. Ale może jednak te nagłe żądze swobody (powiadałem sobie, próbując iść wbrew swemu instynktowi) wynikały — o ile istniały — lub miały w końcu wyniknąć z przeciwnej myśli; mianowicie z tego, że ja nigdy nie miałem zamiaru ożenić się z Albertyną, że mówiłem prawdę, robiąc jakby mimowoli aluzje do naszego bliskiego rozstania się, że ją w każdym razie opuszczę prędzej czy później. Dzisiejsza moja scena musiała w takim razie jedynie umocnić tę wiarę i mogła zrodzić w niej to postanowienie: „Jeżeli to ma nieuchronnie przyjść, lepiej skończyć z tem odrazu“. Przygotowania wojenne, które najfałszywsza z maksym zachwala dla utrzymania pokoju, stwarzają przeciwnie u każdego z przeciwników wiarę że drugi pragnie zerwania, wiarę która sprowadza zerwanie, kiedy zaś ono nastąpiło, stwarzają u każdego z przeciwników przeświadczenie, że to druga strona chciała tego. Nawet jeżeli groźba nie była szczera, sukces skłania do powtórzenia jej. Ale trudno określić