Strona:Marcel Proust - Wpsc06 - Uwięziona 02.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale czy Swann nie dowiedział się nigdy, że pan się cieszył względami Odety?
— Ale skądże, cóż za ohyda! Opowiedzieć Karolowi! Włosy na głowie powstają od tej myśli. Ależ, drogi panie, zabiłby mnie poprostu, zazdrosny był jak tygrys. Tak samo, jak nie przyznałem się Odecie, której-by to zresztą było wszystko jedno, że... ech, nie wyciągajcie mnie na głupstwa. A najlepsze, że to ona waliła do niego z rewolweru, przyczem o mało nie trafiła we mnie. Och, miałem przyjemności z tą parą.; i naturalnie to ja musiałem być jego świadkiem w pojedynku z Osmondem, który mi tego nigdy nie darował. Osmond zabrał mu Odetę, a Swann, dla pocieszenia się, wziął za kochankę — czy „fałszywą kochankę“ — siostrę Odety. Ale nie każecie mi chyba opowiadać całej historji Swanna, mielibyśmy tego na dziesięć lat, rozumiecie, znam to wszystko jak nikt. To ja dotrzymywałem towarzystwa Odecie, kiedy nie chciała widzieć Karola. To mi nie było w smak, tem bardziej, że mam bardzo bliskiego krewnego, który nosi nazwisko de Crecy, nie mając oczywiście do tego żadnego prawa, ale któremu ostatecznie to nie było miłe. Bo ona się kazała zwać: „Odeta de Crecy“, i mogła to czynić, będąc jedynie separowana z mężem swoim, niejakim de Crecy. To był Crecy całkiem autentyczny, bardzo przyzwoity jegomość, którego oskubała do ostatniego grosza. Ale co ja będę panu opowiadał o