Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy nie dowiedziałem się, kto tak wymawiał przy niej, lub co jej kazało wnosić że tak trzeba wymawiać. Faktem jest, że przez kilka tygodni wymawiała Saint-Loupe, i że człowiek, który miał dla niej wielki podziw i stanowił z nią niejako jedno, czynił tak samo. Jeżeli inne osoby mówiły Saint-Lou, oni oboje akcentowali z tem większym naciskiem Saint-Loupe, czy aby dać pośrednio lekcję drugim, czy aby się odróżnić. Ale z pewnością kobiety świetniejsze od pani de Cambremer powiedziały jej, lub dały pośrednio do zrozumienia, że nie trzeba tak wymawiać, i że to, co ona bierze za oryginalność, jest błędem zdolnym jej wyrobić opinię osoby mało au courant „świata“, bo wkrótce potem pani de Cambremer zaczęła mówić Saint-Lou, a jej wielbiciel również poniechał wszelkiego oporu, czy że go wymustrowała, czy że zauważywszy iż ona już nie wybija ostatniej głoski, powiedział sobie, że skoro kobieta tej wartości, tej energii i ambicji ustąpiła, musiała to uczynić z ważnych powodów.
Najgorszym z jej wielbicieli był własny mąż. Pani de Cambremer lubiła sobie pozwalać wobec drugich na żarciki często bardzo niegrzeczne. Skoro tylko zaatakowała w ten sposób bądź mnie bądź kogo innego, p. de Cambremer patrzał na ofiarę, śmiejąc się. Ponieważ margrabia zezował — co daje wesołości nawet głupców pozór dowcipu —

32