Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-03.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rutyną, której doświadczenie nie zapłodniło) z obawy pomieszania rodzajów i popełnienia „gaffy“, oświadczyli, że to się nie klei razem, że toby nie „klapowało“, i że lepiej będzie zachować panią Verdurin (wraz z całą jej gromadką) na inny obiad. Na najbliższy — ten wykwintny, z przyjaciółmi Roberta — zaprosi się z „paczki“ jedynie Morela, aby p. de Charlus dowiedział się pośrednio o świetności ich zebrań, a także aby muzyk przyczynił się do zabawienia gości, bo poproszą go żeby wziął z sobą skrzypce. Doproszono do niego Cottarda, bo p. de Cambremer orzekł, że profesor ma humor i że „dobrze robi“ na obiedzie; a przy tem nieźle jest być w stosunkach z lekarzem, na wypadek choroby w domu. Ale zaproszono profesora samego, aby „nie zaczynać z żoną“. Pani Verdurin była oburzona, kiedy się dowiedziała, że dwóch członków „paczki“ zaproszono bez niej na obiad w Féterne w „małem kółku“. Podyktowała doktorowi, którego pierwszym odruchem było przyjąć, dumną odpowiedź, w której pisał: „Jesteśmy dziś na obiedzie u pani Verdurin“: liczba mnoga, która miała być lekcją dla Cambremerów i miała im pokazać, że nie da się rozłączyć doktora z panią Cottard. Co do Morela, pani Verdurin nie potrzebowała mu wytyczać linji impertynencji, którą obrał samorzutnie. Oto czemu. O ile Morel, w tem co tyczyło własnych przyjemności, za-

215