Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-02.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaprzeczonemi świadectwami istot, które poświęciły życie jego dziełu.
Na znak synowej, pani de Cambremer wstała, mówiąc do mnie:
— Skoro pan nie chce zamieszkać w Féterne, czy pan nie zechciałby choć wpaść któregoś dnia na śniadanie, jutro naprzykład?
I w swojej rozlewności, aby mnie skłonić, dodała: „Odnajdzie pan hrabiego de Crisenoy“, którego wcale nie zgubiłem, z tej prostej przyczyny że go nie znałem. Stara margrabina zaczynała błyskać przed mojemi oczami innemi jeszcze pokusami, ale urwała nagle. Prezydent sądu, który wracając, dowiedział się, że pani de Cambremer jest w hotelu, szukał jej potajemnie wszędzie; później zaczaił się i udając że ją spotyka przypadkiem, podszedł aby się przywitać. Zrozumiałem, że pani de Cambremer nie ma zamiaru obejmować prezydenta zaproszeniem. Znał ją wszakże o wiele dłużej niż ja, będąc od wielu lat stałym gościem podwieczorków w Féterne, których mu tak zazdrościłem za pierwszego pobytu. Ale dawność nie jest wszystkiem dla ludzi światowych. Chętniej chowają swoje śniadania dla nowych znajomych, podniecających jeszcze ich ciekawość, zwłaszcza kiedy ich poprzedza przemożna i ciepła rekomendacja, jak w tym wypadku Rober ta de Saint-Loup. Pani de Cambremer przyjęła ze pewnik, że prezydent nie słyszał jej słów zwróco-

49