Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyłem pisać do Gilberty), przyjaciele księcia, którzy widzieli niegdyś, jak, obojętny z początku, stał się z czasem zajadłym antydreyfusistą, oniemieli ze zdumienia, słysząc jak on — tak jakby kuracja podziałała mu nietylko na pęcherz — odpowiada: „No i cóż, odbędzie się rewizja procesu i Dreyfus będzie uwolniony; nie można skazywać człowieka, na którym nic nie ciąży. Czy widzieliście kiedy takiego ramola jak Forcheville? Oficer przygotowujący Francuzów do rzeźni, to znaczy do wojny. Dziwna epoka“.
Otóż w międzyczasie, książę Błażej poznał u wód trzy urocze damy (włoską księżnę i jej dwie bratowe). Słysząc z ich ust kilka słów o książkach jakie czytały, o sztuce dawanej w kasynie, książę odgadł natychmiast, że ma do czynienia z kobietami wyższej inteligencji, wobec których, jak mówił, nie był na wysokości. Tem szczęśliwszy się czuł, kiedy go włoska księżna zaprosiła na bridża. Ale ledwie znalazł się u niej, kiedy, wśród rozmowy, w zapale swego niezmąconego antydreyfusizmu powiedział: „I cóż, już się nie słyszy o rewizji procesu tego słynnego Dreyfusa“, ku wielkiemu zdumieniu usłyszał, jak księżna i jej bratowe odrzekły: „Ależ nigdy nie było się jej tak blisko. Nie można trzymać w kaźni kogoś, kto nic nie popełnił. — A? A?“ wybąkał zrazu książę, jakgdyby słysząc dziwaczny epitet, używany w jakimś domu dla ośmieszenia kogoś, kogo

176