Strona:Marcel Proust - Wpsc05 - Sodoma i Gomora 02-01.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na przyrzeka doręczyć twój list, skoro wrócą — aż do dnia, w którym się spostrzeżesz, że to właśnie ona, spotkana na ulicy osoba, do której odważyłeś się napisać, jest odźwierną. Tak iż mieszka ona w istocie — ale w lóżce odźwiernego — w domu który ci wskazała (który zresztą jest pokątnym domem schadzek, gdzie odźwierna jest rajfurką) i podaje ci jako swój adres dom, gdzie znają ją jedynie wspólnicy, którzy nie wydadzą ci jej sekretu, skąd doręczą jej twoje listy, ale gdzie ona nie mieszka, gdzie conajwyżej złożyła jakieś rzeczy. Egzystencje rozmieszczone na pięciu czy sześciu linjach odwrotu, tak iż kiedy się chce widzieć tę kobietę, lub wiedzieć, zawsze trafia się zanadto na prawo lub na lewo, albo zawcześnie lub zapóźno, i można przez miesiące, przez lata, nie wiedzieć nic. Co do Albertyny, czułem że się nie dowiem nigdy nic, że nigdy nie zdołam się wyznać w poplątanej obfitości prawdziwych szczegółów i kłamliwych faktów. I że to będzie zawsze tak, chyba że ją zamknę w więzieniu (ale i stamtąd się ucieka), aż do końca. Tego wieczora, przekonanie owo przeszyło mnie jedynie niepokojem, ale w niepokoju tym czułem jakgdyby drżenie przyszłych długich cierpień.
— Ale nie — odparłem; mówiłem ci już, że nie będę wolny wcześniej aż za trzy tygodnie, ani jutro, ani pojutrze...
— Dobrze, w takim razie... dobrze... wyciągam

166