Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wstrząsy, to zdrowe znużenie, po których instynktownie przychodziła jej ochota na kąpiel nożną i na szybki spacer „dla wywołania reakcji“.
— Co się mnie tyczy, nie, Oriano — rzekła pani de Brissac — ja nie mam pretensji do Wiktora Hugo że ma idee, przeciwnie; raczej o to, że ich szuka w tem co jest potworne. W gruncie rzeczy, to on nas przyzwyczaił do szpetoty w literaturze. Dosyć już jest brzydkich rzeczy w życiu. Czemu nie zapomnieć o nich, bodaj wówczas gdy czytamy. Przykry widok, od którego odwrócilibyśmy oczy w życiu, oto co pociąga Wiktora Hugo.
— Wiktor Hugo nie jest przecież tak realistyczny jak Zola? — spytała księżna Parmy. Nazwisko Zoli nie poruszyło ani jednego mięśnia w twarzy pana de Beautreillis. Antydreyfusizm generała był zbyt głęboki, aby czuł potrzebę wypowiadania się. I życzliwe milczenie generała, kiedy ktoś poruszył owe tematy, ujmowało profanów tą samą delikatnością, jaką okazuje ksiądz nie mówiąc nam o obowiązkach religijnych, finansista starający się nic zachwalać interesów które prowadzi, siłacz okazując się łagodnym i nie częstując nas pięścią.
— Wiem, że pan jest krewny admirała Jurien de la Gravière — rzekła do mnie ze świadomą miną pani de Varambon, dama dworu księżnej Par-

40