Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ Oriano, to nie ma sensu, wszyscy twoi ludzie są w domu; prócz tego, będziesz miała o północy krawcową i kostjumera na tę redutę. On nie zda się tu na nic, a ponieważ on jeden jest w przyjaźni z lokajem biednego Mama, tysiąc razy wolę wyprawić go daleko.
— Słuchaj, Błażeju, daj pokój; będę mu miała właśnie coś do polecenia w ciągu tego wieczora, ale nie wiem ściśle o której godzinie. Nie ruszaj się, pamiętaj, ani na minutę — rzekła do zrozpaczonego lokaja.
Jeżeli były wciąż sprzeczki w domu i jeżeli służba na ogół nie trzymała się długo u księżnej, osoba której trzeba przypisać tę stałą wojnę była nie do ruszenia z miejsca; ale osobą tą nie był odźwierny. Bez wątpienia, do „grubszej roboty“, do kłopotliwszych szykan, do awantur które się kończyły guzami, księżna posługiwała się tem narzędziem; odźwierny, odgrywając zresztą swoją rolę, nie podejrzewał że mu ją nałożono. Jak cała służba, podziwiał dobroć księżnej; a niezbyt jasnowidzący lokaje, rzuciwszy swoje miejsce, często odwiedzali Franciszkę, powiadając, że dom księcia de Guermantes byłby najlepszy w Paryżu, gdyby nie odźwierny. Księżna posługiwała się nim, tak jak się

201