Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teresuje; możnaby rzec, że pan nie widzi. Może pan jest dotknięty zanikiem nerwu optycznego. Jeżeli pan przekłada ten rodzaj piękności, oto Tęcza Turnera, która zaczyna błyszczeć między temi dwoma Rembrandtami na znak naszego pojednania. Słyszy pan: Beethoven przyłącza się do niej.
I w istocie rozległy się pierwsze akordy trzeciej części Symfonii pastoralnej, „radość po burzy“, wykonane nie daleko nas, z pewnością na pierwszem piętrze. Spytałem naiwnie, jakim cudem grają to tutaj i co to za muzykanci.
— Ha cóż? Nigdy nie wiadomo. To są harmonje niewidzialne. To ładne, prawda, rzekł tonem lekko impertynenckim, który jednak przypominał trochę wpływ i akcent Swanna. Ale pan troszczy się o to tyle co gęś o fiołki. Chce pan wracać do domu, choćbyś miał chybić szacunku Beethovenowi i mnie. Wydaje pan sam na siebie sąd i wyrok, dodał baron serdecznie i smutno, kiedy nadeszła chwila pożegnania. Daruje pan, że go nie odprowadzę, jakby grzeczność nakazywała. Pragnąc nie ujrzeć już pana nigdy, nie dbam o to, aby z nim spędzić jeszcze pięć minut. Zmęczony jestem i mam dużo do czynienia.
Jednakże, widząc że pogoda jest piękna, dodał: — Zresztą dobrze, odwiozę pana. Jest wspaniały

155