Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pana, nasuwając mu się pod najgłupszym pretekstem z usługą, w nadziei że im przypadnie tego wieczora lichtarz lub koszula. Jeżeli się zwrócił do którego z nich wprost z rzeczą nie należącą do jego obowiązków; co więcej, jeżeli w ogrodzie w zimie, wiedząc że któryś z jego stangretów jest zakatarzony, powiedział mu po upływie dziesięciu minut: „Nakryj głowę“, inni nie odzywali się do tego szczęśliwca przez dwa tygodnie, zazdroszcząc łaski jaka go spotkała.
Czekałem jeszcze dziesięć minut, poczem, poprosiwszy mnie żebym nie siedział zbyt długo, ponieważ pan baron jest zmęczony i musiał odprawić kilka bardzo ważnych osób zamówionych oddawna, wprowadzono mnie do niego. Ten ceremonjał dokoła pana de Charlus mniej robił na mnie wrażenie wielkości niż prostota jego brata Guermantes; ale już drzwi się otwarły, ujrzałem barona w chińskim szlafroku, z gołą szyją, wyciągniętego na kanapie. W tej samej chwili uderzył mnie widok błyszczącego cylindra spoczywającego na krześle wraz z futrem, tak jakby baron dopiero co wrócił do domu.
Lokaj wyszedł. Sądziłem, że pan de Charlus podejdzie do mnie. Bez żadnego ruchu, wlepił we mnie nieubłagane oczy. Zbliżyłem się, pozdrowi-

139