Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie. Nawet nazwisku Guermantes, wszystkie te piękne, wygasłe i tem żarliwiej rozpalane nazwiska, z któremi — jak się o tem dowiedziałem świeżo — było ono związane, dawały jakiś nowy, czysto poetycki sens. Conajwyżej, na zakończeniu każdego pęczka dumnej łodygi, mogłem oglądać jak ona zakwita jakiemś obliczem króla lub dostojnej księżniczki, jak ojciec Henryka IV lub księżna de Longueville. Ale ponieważ te twarze, różne w tem od twarzy gości, nie były dla mnie zamulone żadnym osadem materjalnego poznania i światowej pospolitości, w swoim pięknym rysunku i zmiennych refleksach zachowały jedność z temi nazwiskami, które, w regularnych odstępach, każde odmiennego koloru, odcinały się od drzewa genealogicznego Guermantów, żadną obcą i nieprzeźroczystą materją nie ćmiąc przeświecających, zmiennych i wielobarwnych pączków, które niby przodkowie Jezusa na starożytnych witrażach z rodowodem Jessgo, kwitły po obu stronach szklanego drzewa.
Kilka razy już chciałem się wymknąć, a pobudką moją, bardziej od wszelkiej innej racji, było upośledzenie, jakie moja obecność narzucała temu zebraniu. Tak długo roiłem je jako coś tak pięknego, i byłoby z pewnością piękne, gdyby nie mia-

121