Strona:Marcel Proust - Wpsc04 - Strona Guermantes 02-02.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Błażeja; o ile ja uchodzę za nazbyt uprzejmą, on nie grzeszy wcale tą wadą. Powie panu, że o nikim nie słyszeliśmy z ust pana de Norpois tyle miłego co o panu. A w ostatnich czasach chciał panu dać w ministerstwie świetne stanowisko. Ponieważ się dowiedział, że pan jest cierpiący i że nie mógłby pan przyjąć tego stanowiska, miał tę delikatność aby o swojej dobrej intencji nie wspominać nawet pańskiemu ojcu, którego niezmiernie ceni.
Pan de Norpois był ostatnią osobą, od którejbym się spodziewał przysługi. Faktem jest, że on był złośliwy a nawet zjadliwy: ci, co dali się, jak ja — sądząc go z łatwych rozczuleń i zbyt harmonijnych dźwięków głosu — wziąć na jego pozory świętego Ludwika wymierzającego sprawiedliwość pod dębem, pomawiali go o prawdziwą perfidję, kiedy się dowiadywali o jakimś złośliwym wybryku na ich temat, pochodzącym od człowieka, który zdawał się kłaść serce w słowa. Te złośliwości były u niego dość częste. Ale to nie przeszkadzało mu mieć swoje sympatje, chwalić tych, których lubił i znajdować przyjemność w tem, aby im oddać przysługę.
— To mnie nie dziwi zresztą, że on pana ceni — rzekła pani de Guermantes; to człowiek inteligentny. I rozumiem doskonale — dodała dla innych,

96